A/N: Poszukałyśmy
troszkę informacji o australijskich szkołach. Rok szkolny zaczyna się na
przełomie stycznia i lutego (tuż po święcie Dnia Australii) i kończy około 20
grudnia (w szkołach prywatnych około 2 tygodnie wcześniej). Wakacje letnie
trwają więc tylko 5-6 tygodni. Rok podzielony jest na 4 okresy, z których każdy
trwa ok. 10 tygodni. Poszczególne okresy
oddzielone są 2 tygodniowymi przerwami wakacyjnymi (feriami): jesienną, zimową
i wiosenną. W sumie przerw w nauce jest więc 11-12 tygodni rocznie. Jest to
istotne przy pisaniu, a dla was czytaniu tego ff. Zapraszamy do czytania i
komentowania!
_____________________________________________________________________
11
luty
Nie
cierpię lotów samolotem. Zwłaszcza, gdy trwają więcej niż dwie godziny. A ten
lot trwał ponad pięć. Przespałam niemal całą podróż, nawet z lotniska do nowego
domu. Ojciec nawijał coś o dziadkach, że przygotował mi nowy pokój, że zapisał
mnie już do jakiejś szkoły… Znów nikt nie spytał o moje zdanie. Jaki chcę mieć
kolor ścian? Do jakiej szkoły chcę iść? Czy łóżko ma stać przy oknie, czy przy
ścianie? Czy ja się w ogóle zgadzam na ten rozwód?!
Bo
to wszystko zaczęło się od niego. Cholerna matka i jej cholerny facet. Że też
zachciało im się brać ślub. I oczywiście w ich „nowym” życiu nie ma miejsca dla
„starego” dziecka, lepiej je wyrzucić do ojca. Z jednej strony cieszę się na
zmiany. Z ojcem dogadywałam się o wiele bardziej niż z matką. Dziadkowie co
roku zapraszali mnie na wakacje do Sydney, więc trochę znam to miasto. Mam
nadzieję, że nowa szkoła nie będzie aż tak wymagająca jak moja poprzednia.
Zawsze ledwo co zdawałam, co było częstym powodem kłótni rodziców. Cały ich
związek był od początku wielkim, młodzieńczym błędem, którego ja nigdy nie
popełnię.
Jednak
nie podoba mi się, że kilka dni po rozprawie sądowej matka zabrała mnie ze
szkoły, tuż po rozpoczęciu!, spakowała i wysłała do ojca. Jak jakąś paczkę. A
on się niczemu nie sprzeciwił. Nie jestem przedmiotem. Teraz siedzę w swoim
nowym pokoju, który wygląda jak komnata księżniczki – blee, przeklinam na czym
świat stoi i zastanawiam się, jak to „nowe” życie się ułoży.
Puk, puk.
- Patricia, śpisz?
- Nawet jeśli bym
spała, to już mnie obudziłeś.
Drzwi pokoju otworzył
około czterdziestoletni mężczyzna, ubrany w granatową koszulę i jeansy. Rozejrzał
się po pomieszczeniu, które faktycznie urządzone było jak dla małej
księżniczki: różowo fioletowe ściany, białe łóżko, biurko i meble, wysoka szafa
z wielkim lustrem i mała toaletka, na której walały się już różne perfumy i
kosmetyki. Przy biurku siedziała brunetka, patrząc wprost na mężczyznę. Miała
zielone oczy, takie jak jego, jednak jej wzrok był rozgniewany, a on uśmiechał
się radośnie.
- Dobrze, że już nie
śpisz, zjesz z nami śniadanie, a potem odwiozę cię do szkoły.
- Już dzisiaj? Miałam
nadzieję, że dasz mi się rozpakować. Poza tym, nie mam mundurka.
- Masz, wisi w szafie,
twoja matka wysłała mi rozmiary.
- Cholerna…
- Patricia, nie kończ,
nie chcę słyszeć takich słów w twoich ustach. – Mężczyzna przejechał ręką po
włosach, widocznie nad czymś się zastanawiając. – Wiesz… Będziesz chodzić do
tej samej szkoły, co ja. Jest bardzo dobra, dasz sobie radę. To, że dwa
tygodnie temu rozpoczął się rok szkolny niczemu nie przeszkodzi, lepiej, że
przyjechałaś teraz, niż przed przerwą wiosenną.
- Może ja nie chcę do
tej szkoły?
- Nie zaczynaj znowu.
Jesteś prawie dorosła, zachowuj się jak przystoi na dziewczynę w twoim wieku.
- Kobietę. – mruknęła
brunetka wstając. – Wiec daj mi teraz się ubrać i przygotować mentalnie na tę
całą szkołę. Masz chociaż jakiś plan lekcji?
- Zajdziesz do
sekretariatu szkolnego, tam masz dostać rozkład zajęć i kluczyk do szafki.
Jeśli chcesz, to mogę ci pomóc…
- Chcesz bym
zachowywała się jak dorosła kobieta, a teraz proponujesz, że poprowadzisz mnie
za rączkę w pierwszym dniu nowej szkoły. I jeszcze ten pokój… Tato, nie
rozśmieszaj mnie. – Patricia podeszła do szafy.
- Dobrze, dobrze. Ja
chcę dla ciebie dobrze. Rozumiem, że przeżywasz tę sytuację…
- Starczy. Bo nie zdążę
zjeść tego śniadania. Mógłbyś zostawić mnie samą?
- Och, tak, tak. Czekam
na dole w jadalni. – mężczyzna wyszedł zamykając cicho drzwi. Pat westchnęła.
To
będzie ciężki dzień. Ciężkie nowe życie.
Wyciągnęła z szafy
szary mundurek przyglądając się herbowi szkoły. Materiał był delikatny w
dotyku, pasował na nią jak ulał. Krótka spódniczka, biała koszula i kamizelka.
Na nogi wciągnęła białe podkolanówki, założyła buty i rozejrzała się po pokoju.
- Niby co mam jeszcze
spakować?
Po chwili zastanowienia spakowała do torby
telefon, puderniczkę, tusz do rzęs, piórnik i oczywiście pamiętnik. Gdy mieszkała
z matką chowała go zawsze pod łóżko, bo tam wszyscy znajomi wiedzieli, że pisze
pamiętnik i było ryzyko, że ktoś go przeczyta. Dziś, jeśli wszystko pójdzie po
jej myśli, nikt się nią nie zainteresuje, zmiesza się z tłumem i będzie kolejną
szarą osobą w tej nowej szkole.
Babcia robi dobre
śniadania. I obiady. I kolacje. Patricia, która mieszkając z matką, jadała
tylko w luksusowych restauracjach, wielbiła babcine posiłki i to był jeden z
plusów przeprowadzki do ojca. Jej babcia nie wyglądała jak typowa starsza pani:
miała włosy przefarbowane na ciemny brąz, codziennie wcierała w siebie tony kremów przeciwzmarszczkowych, chodzi na basen i siłownię, i całe dnie wesoło
podśpiewuje chwaląc uroki życia. Za to dziadek przesiadywał nad jeziorem łowiąc
ryby, a gdy pogoda nie dopisywała, siadał przed telewizorem krytykując rząd,
politykę, celebrytów i każdego, kogo tylko nazwisko usłyszał.
A
babcia robi dobre śniadania – pomyślała Pat siedząc w
samochodzie ojca i chowając do torby drugie śniadanie, zrobione przez jej
babcię.
- Daleko do tej szkoły?
– spytała patrząc przez szybę na przechodniów. Dawno nie była w tym mieście,
rodzice byli w separacji ponad rok, a przez kolejny ciągnęła się sprawa
rozwodowa. Wiec dwa lata z rzędu nie była u dziadków, a ojca widywała w sali
sądowej.
- Niecały kwadrans
drogi o ile nie będzie korków. Pół kilometra od szkoły mam swoje biuro, jeśli
byś chciała przyjść po szkole, to…
- Nie ma mowy. Jakim
tramwajem wrócę najszybciej do domu?
- Piętnastka zatrzymuje
się na przystanku koło domu. Dam ci pieniądze na bilet…
- Nie trzeba, mam
swoje.
- Pat, nie bądź taka.
Ja chcę dla ciebie dobrze.
- Nadal mi się to
wszystko nie podoba. Traktujecie mnie jak przedmiot. Ja mam swoje uczucia.
- Ja wiem…
- Jakoś prędzej tego
nie okazywałeś. Przysyłałeś tylko pieniądze. Nie wiedziałam nawet co się u ciebie dzieje. Przez pierwsze miesiące ryczałam. Ale ty nawet nie oddzwoniłeś. –
wyrzucała mu to prosto w twarz nie mogąc już znieść ciążącego jej bólu. W jej
zielonych oczach migotały łzy i wściekłość – Potem pojawił się ten facet matki.
A ona nawet nie chciała się przyznać, dowiedziałam się od sąsiadki. Ty nadal
nie oddzwaniałeś.
- Nie mogłem się z tym
pogodzić, dla mnie to też było trudne…
- Ale ja byłam
dzieckiem! Powinniście pomyśleć wpierw o mnie. Przecież gdybyście ze mną
porozmawiali, zrozumiałabym. A oboje zachowaliście się jak egoiści. Zresztą,
ona nadal się tak zachowuje. Nawet nie zainteresowała się, czy dotarłam
bezpiecznie do ciebie.
- Patricia… - samochód
zatrzymał się na parkingu przy szkole – Przepraszam. Chcę zacząć od nowa.
Kiedyś tak dobrze się dogadywaliśmy…
- A potem uciekłeś.
- Tak, uciekłem. –
mężczyzna odwrócił wzrok. Pat wzruszyła ramionami i otworzyła drzwi auta.
- Kochanie, zaczekaj…
- Spóźnię się, tato.
Poza tym, muszę to przemyśleć. Cześć.
- Rozumiem – mruknął
Dave Brighton patrząc, jak jego córka oddala się w kierunku budynku szkoły
średniej.
Sekretarka wyglądała
jak żmija, ale była miłą kobietą. Zaproponowała jej herbaty, a podczas picia wytłumaczyła, jakie zasady należy
przestrzegać w szkole. Zero palenia, picia, uciekania z lekcji. To chyba oczywiste, pomyślała Pat,
wypijając napój. Dostała swój plan lekcji, według którego powinna być teraz na
biologii, ale sekretarka uspokoiła ją mówiąc, że zostanie to usprawiedliwione
przez jej wychowawczynię, pannę McRaven. Potem pokierowała ją do klasy
matematyki, gdzie miała mieć kolejna lekcję, a po drodze wskazała, gdzie
znajdzie szatnię oraz szafki. Tak wiec Pat stała teraz przed klasą matematyki
czekając na dzwonek na przerwę. Szkoła była opustoszała, każdy przebywał na
lekcji. Miała nadzieję, że tego dnia nikt nie będzie jej niepokoił, a jedyna
nową znajomością będzie sekretarka.
Dzwonek.
Drzwi klas się
otworzyły, a z nich wybiegli uczniowie. Wszyscy ubrani w mundurki, jedni śmiejąc
się, inni wyglądając, jakby szli na ścięcie głów. Chociaż starała się ukryć w
tłumie, co było łatwe, jako że była dość niska, wiele osób dojrzało ją i
wskazywało palcami. Jakieś dwie dziewczyny, blondynki, wyglądające na kopie
Barbie, chichotały bezprecedensowo na jej widok.
Spoko,
przecież jestem marsjanem i teleportowałam się tu z innego wymiaru, jest z
czego się śmiać.
Tuż przy klasie stała
jakaś para. Ona blondynka, z czerwonymi końcówkami, o pięknych błękitnych
oczach, on wysoki, przystojny, a na jego rękach widać było tatuaże. Śmiał się, ale najwidoczniej nie z niej,
Patricii, tylko żartu opowiadanego przez blondynkę. Trzymali się za ręce, a
kilka osób stojących obok patrzyło zazdrosnym wzrokiem na to widowisko.
Zwłaszcza męska część zerkała na blondynkę.
Zadzwonił dzwonek na
lekcję. Pat westchnęła nie po raz pierwszy tego dnia. Poprawiła wpadające jej w
oczy włosy i weszła tuż za blondynką i jej chłopakiem do klasy. Stanęła w
kącie i poczekała, aż wszyscy zajmą miejsca, by znaleźć sobie jakieś wolne.
Nagle usłyszała wołanie z tyłu klasy:
- Hej, nowa!
Machała do niej
wspomniana już blondynka z czerwonymi końcówkami, uśmiechając się szeroko. Obok
niej była wolna ławka. Czując na sobie wzrok reszty grupy, ruszyła w jej
stronę. Blondynka wstała i wyciągnęła do niej rękę.
- Cześć, jestem Alice
Harris, znajomi mówią mi Al. – Miała dziwny, bardzo zabawny głos, równiutkie zęby,
a oczy błyszczały jej radośnie. Kilka osób westchnęło zazdrośnie, a jej
chłopak, siedzący kilka rzędów dalej, puścił im oczko.
- Jestem Patricia, ale
mów mi Pat – mruknęła podając jej rękę. Zabrzmiało to dość cicho, bo
zestresowała się tym, że patrzy na nie cała reszta klasy. Nigdy nie była w
centrum zainteresowania. No świetnie.
- Spoko, Pat. Usiądź
obok mnie, będzie fajnie. Oho, idzie psorek. Straszy z niego zrzęda – ostatnie
zdanie szepnęła jej na ucho, przysuwając swoją ławkę bliżej, tak, że siedziały
teraz prawie w tej samej ławce. Nikomu to nie przeszkadzało.
- Dzień dobry – mruknął
nauczyciel, rozkładając swoje pomoce dydaktyczne – Witam też naszą nową
uczennicę, Patricia Brighton, gdzie jesteś… Ach, tutaj – chrząknął, gdy dojrzał
Pat. – Zacznijmy więc lekcję.
Brunetka już po kilku
minutach zrozumiała, że to będzie najnudniejsza lekcja w całym jej życiu.
Matematyk mruczał coś pod nosem wypisując działania na tablicy, a ten, kto
uważał, notował i słuchał go. Reszta klasy zajmowała się swoimi sprawami. Pat
spojrzała na Alice. Blondynka grzebała w torbie, by po chwili wyciągnąć z niej
zeszyt. Przekartkowała go, szukając wolnej strony, a Pat dojrzała wiele ładnych szkiców i komiksów. Alice pochyliła
się nad notesem i zaczęła coś pisać. Potem zeszyt wylądował na ławce brunetki.
Po
tej lekcji mamy angielski, a potem z kumplami zmywamy się na wagary. Idziesz z
nami?
Pat czytając to,
zastanawiała się, co takiego widzi w niej ta wesoła blondynka, że chce z nią
gdziekolwiek iść. Po chwili wahania odpisała:
Jasne,
czemu nie. Tylko, że to mój pierwszy dzień szkoły. Nie będę mieć przez to
problemów?
Podała zeszyt Alice. Ta
rozejrzała się, czy nauczyciel nie patrzy, i odpisała:
Nie
martw się, nikt nie zauważy, nauczyciele rzadko sprawdzają obecność. Poza tym,
jesteś nowa, przez najbliższe tygodnie będziesz mieć taryfę ulgową. Zawsze
możesz powiedzieć, że się zgubiłaś.
Pat czytając to
uśmiechnęła się. Taryfa ulgowa, jak to dziwnie brzmi. W poprzedniej szkole
rzadko chodziła na wagary, bo była zagrożona z wielu przedmiotów i nauczyciele
pilnowali jej na każdym kroku. A to jest nowa szkoła, nowe życie. Odpisała:
Więc
okej. Mogę wiedzieć, kim są ci twoi kumple?
Fajnie,
że idziesz. Będzie dobra zabawa. Moi kumple? To raczej kumple mojego chłopaka.
Widzisz tego przystojniaka w trzecim rzędzie? Ten z tatuażami. To Michael
Clifford. Jest mój.
Obok imienia Michael
blondynka narysowała serduszko. Pat uśmiechnęła się.
A
reszta?
W
ostatniej klasie jest Calum i Luke. Należą do paczki Michaela. Niedawno
założyli zespół rockowy, gra z nimi jeszcze Ashton, rok temu skończył tę
szkołę.
Fajnie.
Też
tak uważam. Każdy mi zazdrości znajomości z nimi. Nie ukrywam, że się z tego
cieszę, długo pracowałam na mój sukces. Ludzie uważają, że jestem dziwaczką,
ale przez znajomość z chłopakami mam status szkolnego fejma.
Patricia pomyślała, że
Alice z pewnością jest bardzo rozgadaną dziewczyną. Dobrze by było z kimś takim
się kumplować, kiedy ona sama jest cicha i tajemnicza. Spojrzała na zadanie,
które wypisał nauczyciel na tablicy. Prawie nikt go nie robił, wiec wzruszyła
ramionami i odpisała Al.
Dlaczego
uważają cię za dziwaczkę?
Dziewczyna zachichotała
dość głośno. Siedząca przed nimi utleniona blondi obróciła się i prychnęła w
ich stronę. Alice zatkała usta i spojrzała na Pat, która wzruszyła
ramionami. Gdy się już uspokoiła,
zaczęła odpisywać na pytanie brunetki.
Wybacz,
że tak zareagowałam, po prostu to takie dziwne, że ktoś tego nie rozumie. Od
zerowej klasy byłam wyśmiewana i przezywana, ale nie przeszkadzało mi to, lubię
być inna, najchętniej zdjęłabym ten mundurek i przyszła w jakimś stroju z
książki fantasy. Wiesz co to anime, manga?
To
coś związane z Japonią, tak?
Dobrze,
że wiesz chociaż tyle. Bo ja jestem wielką fanką anime. I jestem też otaku. To
przykre, że u nas jest tak mało fanów anime. Gdy byłam na wakacjach w Anglii
poznałam w Europie wiele fanów Naruto, Bleach, Special A i innych podobnych. A
tu jestem wyśmiewana przez to, że oglądam japońskie seriale.
Nie
uważam, by to było coś złego. Ja wolę oglądać seriale o wampirach.
Dla
innych jestem dziwaczką, bo nie kryję się z tym, że kocham anime i cytuję różne
teksty z nich. Poza tym lubię fantastykę i wierzę w duchy, elfy i czary. Nadal
nie uważasz mnie za szaloną?
Patricia uśmiechnęła
się szczerze. Teraz zrozumiała. Alice nie miała żadnych koleżanek, była
samotnikiem. No może nie całkiem, przecież miała chłopaka i jego kumpli, ale
szukała przyjaciółki. Wiec chciała zaprzyjaźnić się z nową.
Ale póki nie miała na
to dowodów czarno na białym postanowiła mieć się na baczności. Nie chciała być
przecież wykorzystana bądź wyśmiana za zbyt szybkie zaufanie obcym.
Nie
jesteś szalona, a może jesteś, ale nie tak, bym miała z tobą nie rozmawiać.
Uważam, że to nawet fajne. Tylko, że ja niczym wyjątkowym się nie wyróżniam.
Zawszę wolałam ukrywać się w tłumie.
Alice spojrzała na nią
przeczytawszy to. W jej oczach wypisane były uczucia; błękit błyszczał
szczęściem. Po chwili odpisała.
Tutaj
nie dasz rady utrzymać się w tłumie, nie póki jesteś nowa. Trzymaj się blisko
mnie, a będą to twoje najlepsze dwa lata w życiu.
Chciałabym
ci uwierzyć na słowo – odpisała Pat – Zaraz dzwonek, a ja nic nie zanotowałam.
Nie
martw się, Michael lubi matmę, pewnie wszystko ma w zeszycie, a jak nie, to ci
załatwi. Poznam cię zaraz z nim.
Tak jak napisała
Patricia, zadzwonił dzwonek na przerwę. Al spakowała zeszyt do torby i chwyciła
Pat za rękę wyciągając ją z klasy. Brunetka czuła się dziwnie. Znów wszyscy
spoglądali na nią, a teraz z jeszcze większym zdziwieniem, widząc ją w
towarzystwie blondynki i jej przystojnego chłopaka.
- Mike, to Patricia,
Pat, to mój chłopak – przedstawiła ich sobie Alicia. Michael miał wesołe oczy i
przywitał się bez skrępowania, które czuła brunetka.
- Cześć Patricia,
chcesz bym mówił ci Pat? – spytał, obejmując jednym ramieniem Alice.
- Tak – uśmiechnęła się
niepewnie patrząc, jak Michael całuję Al w usta.
- Chodźmy pod klasę
angielskiego – zaszczebiotała blondynka, łapiąc jedną ręką dłoń swojego
chłopaka, a drugą rękę Pat. Pociągnęła ich korytarzem na drugie piętro,
opowiadając Michaelowi, że Patricia z chęcią wybierze się z nimi na wagary.
Brunetka patrzyła na to krzywym okiem, nie chciała, by ktoś przypadkiem to
usłyszał, ale najwidoczniej było to w tej szkole codziennością.
Pod klasa angielskiego
stało dwóch chłopaków. Jeden z nich, ciemnowłosy, machał najwidoczniej do nich.
Patricia poczuła, że się czerwieni, ale
na widok chłopaka, który stał obok tego ciemnowłosego. Nagle usłyszała, że
Alice, która była od niej wyższa, szepcze jej do ucha:
- Ten, co nam macha to
Calum Hood, o którym ci pisałam, a obok niego…
Najprzystojniejszy
chłopak na ziemi – pomyślała Pat patrząc na chłopaka. Miał jasne włosy,
kolczyki w uszach i tatuaże jak Michael. Miał jakiś rozmarzony wzrok patrząc
ponad nich.
- …Luke Hemmings, także
z paczki Mike’a. – Alice się wyprostowała i wpadła w objęcia Caluma i Luke’a, a
oni przytulili ją ze śmiechem jakby było to codziennością.
- Cześć Alice. - zaśmiał się ciemnowłosy, gdy Pat i Mike
stanęli obok nich. Pat czuła się taka mała i szara. Jak dziecko.
- A to jak sądzę jest
ta nowa – powiedział Luke, a coś w brzuchu Pat podskoczyło. No daj dziewczyno spokój, nie zakochuj się w
pierwszym lepszym chłopaku – zbeształa się w myślach Pat. Ścisnęła kciuk w
dłoni i uśmiechnęła się szeroko do Luke’a i Cala.
- Tak. To już cała
szkoła wie? – No to na tyle starczyło
mojej odwagi. Mam nadzieję, że się nie zaczerwieniłam.
- Wiesz, jak tatuś
podwiózł cię pod same drzwi szkoły, czego u nas nikt nie robi, to każdy
zauważył, że jesteś nietutejsza – zaśmiał się Calum.
- Czy każdy to widział?
- Tylko niektórzy. Ale
wystarczy, że będą to największe plotkary w szkole i każdy się dowie. – mruknął
Luke.
- No to nieźle –
skomentował Michael. Alice patrzyła to na jednego, to na drugiego i trzeciego.
W końcu wzruszyła ramionami nie rozumiejąc do czego prowadzi ta rozmowa i
zmieniła temat.
- To co tu robicie? –
spytała patrząc na Cala i Luke’a.
- Czekaliśmy na was –
mruknął ponownie Luke. – My już idziemy do knajpy, a wy?
- Mamy angielski –
rzekła Alice – To będzie dopiero druga lekcja Pat, a że mamy ją z
wychowawczynią, to lepiej na niej być. Potem do was dołączymy.
- Idziesz, Pat? – Calum
uśmiechnął się miłe do brunetki. Wyglądał na takiego żartownisia. Pat
odwdzięczyła mu się delikatnym uśmiechem i kiwnęła głową. Zadzwonił dzwonek na
lekcję.
- Dobra, to my spadamy.
Spotkamy się na miejscu – powiedział Luke i machnął im na pożegnanie, a ci
weszli do klasy.
Lekcja angielskiego minęła
szybko. Alice znowu posadziła obok siebie Pat tłumacząc, że zawsze może
siedzieć obok niej, bo nikt nie siedzi obok „tej dziwaczki”. Panna McRaven była
smutną, samotna kobietą w średnim wieku, narzekającą na młodość, piękno i
zakochanych. Strasznie zgorzkniała kobieta. Powitała nowa uczennicę krótkimi
pytaniami, po czym kazała jej usiąść i zaczęła prowadzić lekcję. Alice tym
razem nie ryzykowała pisaniem w zeszycie do Pat, bo cała klasa uważała
wyjątkowo na tej lekcji. Po dzwonku, czekając na Michaela, który poleciał
zostawić książki w szafce, udały się do toalety.
- I jak pierwszy dzień
w szkole? – zapytała Al czesząc swe piękne blond włosy.
- Jeszcze się nie
skończył. – rzekła Pat poprawiając swe rzęsy tuszem.
- Widziałam jak
zaczerwieniłaś się patrząc na Luke’a.
- Błagam, zapomnij o
tym.
Alice zaśmiała się.
- Jemu przydałaby się
dziewczyna. W wakacje zdradziła go jakaś laska i od tamtej pory jest jakiś
struty oraz tajemniczy. Ashton coś wie, ale nic nie chce powiedzieć. Wiec jeśli
masz a niego ochotę, to ci pomogę – uśmiechnęła się w stronę Pat i razem wyszły
z toalety.
Przy drzwiach
wyjściowych stał Michael.
- Jak moje panie? –
spytał, całując Al w policzek – Idziemy?
- Pewnie – rzekła
wesoło Alice łapiąc go za rękę.
- A zdążymy wrócić do
16? Powinnam być o tej porze w domu. Wiem, brzmi strasznie – mruknęła Patricia.
- Spokojnie, odwieziemy
cię, Ashton ma motor. Ale dasz rade wyrwać się wieczorem?
- Wieczorem? A co jest
wieczorem?
- Jak to co? Impreza z
okazji twojego pierwszego dnia w szkole! – zaśmiała się Alice.
Sevethilla i
Amnesia